Słońce pomału wstawało nad wzgórzami, a w wysokim, przypominającym wieże domu już świeciło się światło. W kuchni siedziała pulchna rudowłosa kobieta wraz ze swoją równie rudą córką. Obie były bliskie płaczu i żadna nie wiedziała czy napływające do oczu łzy są oznaką smutku czy radości
- Mamo, tyle się ostatnio wydarzyło, nie potrafię sobie tego wszystkiego poskładać: jestem taka szczęśliwa, ze Harry jest cały i zdrowy, ze Voldemort nie żyje, ale nie potrafię sobie wyobrazić życia bez spokojnego Lupina, niezdarnej i zawsze roześmianej Dory i bez najwspanialszego Fred! - odezwała się młodsza z kobiet
- Doskonale Cię rozumiem córciu,nie wyobrażam sobie świąt bez psikusów chłopców, a wiem, że George po śmierci Freda nigdy już nie będzie taki sam - odrzekła Molly
W tym momencie zaskrzypiały schody i w kuchni pojawił się zapłakany George. Matka wstała bez słowa i przytuliła syna, głaszcząc go czule po głowie
- Wiem synku, ze jest Ci ciężko, ciężej niż nam wszystkim, ale nie wolno się załamywać trzeba żyć dalej - szeptała synowi do ucha - Nie możesz się tak zamartwiać, są ludzie którzy Cię bardzo potrzebują, na przykład Angelina
George delikatnie się odsunął i spojrzał na matkę, jego oczy nagle nabrały blasku i stał się radośniejszy
- Skąd wiesz o Angelinie? - zapytał
- Mamy po prostu wiedzą takie rzeczy - uśmiechnęła sie Molly patrząc wymownie na Ginny
W tym momencie ponownie zaskrzypiały schody i w progu kuchni pojawił się Harry.
Mimo iż Voldemort poległ, czarodzieje nadal bali się używać, jego imienia. Ginny też, więc razi mnie to troszkę w oczy.
OdpowiedzUsuńBardzo podobał mi się ten fragment o Angelinie fajnie,że George się rozpromienił. :)
Ojejku no tak! Dziękuję za uwagę! :)
UsuńOjejku no tak! Dziękuję za uwagę! :)
UsuńCo?
UsuńCo?
Usuń